Piumo to marka należąca do firmy LOMAN - jednego z czołowych polskich producentów czapek i szali damskich, męskich oraz dziecięcych. Firmę w 1991 roku w Bielsku-Białej założyła pani Anna Lohman wraz z mężem Rafałem. Początki nie były dla nich łatwe, jednakże brak doświadczenia w branży dziewiarskiej nie przeszkodził im w osiągnięciu międzynarodowego sukcesu - ich wyroby od lat są znane i cenione nie tylko w Polsce, ale w niemal całej Europie. Firma Loman działa na rynku nieprzerwanie od blisko dwudziestu ośmiu lat, zatrudniając w swoim własnym zakładzie kilkadziesiąt osób.
Serdecznie zapraszam Was do przeczytania zapisu mojej rozmowy z przesympatyczną panią Anną Lohman, która opowiedziała mi między innymi o początkach przedsiębiorstwa, a także o tym, co jej zdaniem złożyło się na tak ogromny sukces oraz o tym, jak należy dbać o czapki!
"O CZAPKI WARTO DBAĆ, BO PRZECIEŻ NIE KUPUJEMY ICH NA JEDEN SEZON" - MOJA ROZMOWA Z ANNĄ LOHMAN, ZAŁOŻYCIELKĄ FIRMY LOMAN
Justyna Ziembińska-Uzar, Kupuję Polskie Produkty: Pani Anno, podobno o czapkach wie Pani wszystko...
Anna Lohman, Loman: Wszystkiego na pewno nie wiem, ale myślę, że dość dobrze się na czapkach znam - w końcu od prawie dwudziestu ośmiu lat moje życie kręci się wokół czapek i szalików, które produkujemy we własnej rodzinnej firmie (śmiech).
Podejrzewam, że na co dzień również nosi Pani czapkę, czego wiele osób nie lubi?
O tak - noszę, żeby nie marzły mi uszy! Czapki noszą też mój mąż i nasze dorosłe już dzieci.
Czy ma Pani swój ulubiony model?
Nie mam, często czapki zmieniam, choć zdarza się, że jeden model noszę przez dwa-trzy sezony, jeśli bardzo mi się podoba. Staram się dobierać czapkę zarówno do stroju, jak i do karnacji, nie każda mi pasuje. Na szczęście mam z czego wybierać, ponieważ rocznie przygotowujemy ponad sto modeli czapek. Oczywiście nie wszystkie wchodzą do produkcji, więc zdarza się, że noszę jeden jedyny na świecie egzemplarz, a przez to unikatowy.
Fantastycznie, na pewno wiele kobiet w tym momencie Pani zazdrości. Pani Anno, a czy jest Pani w stanie oszacować, ile czapek przez te dwadzieścia osiem lat opuściło Państwa zakład?
Oj, to bardzo trudne pytanie, na pewno należałoby nasze czapki liczyć w milionach. Mieliśmy zresztą taki rok, w którym sprzedaliśmy właśnie ponad milion czapek, co w pewien sposób określa skalę naszej produkcji.
Pamięta Pani pierwszą wyprodukowaną czapkę?
Oczywiście - i do dziś ją przechowuję! To była zupełnie prosta czapka, jednokolorowa, z niedużym pomponem, niezbyt gruba, podwójna w miejscu na uszy, żeby było cieplej.
Dodajmy, że ta czapka powstała z myślą o… narciarzach.
Tak, to była klasyczna, narciarska czapka. Pewnie muszę się z tego wytłumaczyć czytelnikom Kupuję Polskie Produkty... (śmiech).
Bardzo proszę!
Zanim w 1991 roku zaczęliśmy produkować czapki, razem z mężem prowadziliśmy schronisko narciarskie "Skrzyczne". Jak wiadomo, w czasach poprzedniego ustroju na rynku brakowało wszystkiego, nie lepiej było też w pierwszych latach transformacji. O kaskach ochronnych nikomu się jeszcze chyba w Polsce nie śniło, a jako że z mężem jesteśmy zapalonymi narciarzami, postanowiliśmy, że naszą nową działalność zaczniemy właśnie od produkcji czapek dla narciarzy. Tak jak wspomniałam, nasza pierwsza czapka była bardzo prosta, ale kolejne były już kolorowe, rzucające się w oczy, żeby było bezpieczne na stoku.
Jak wyglądały początki firmy? Co było dla Państwa najtrudniejsze?
Właściwie to wszystko, ponieważ nie mieliśmy żadnego doświadczenia w dziewiarstwie (śmiech). Początek był naprawdę emocjonujący. Pamiętam, jak mąż stanął przy maszynie i zapytał: "No dobrze, a którędy te czapki wypadają?" - a to przecież nie było tak proste... Byliśmy jednak zdeterminowani, żeby się wszystkiego nauczyć, no i nauczyliśmy się. Poza tym, to były bardzo fajne czasy, ponieważ byliśmy też dużo młodsi... (śmiech). Cieszyliśmy się tym, co robimy.
Obecnie firma Loman to jeden z największych krajowych producentów czapek, znany także poza granicami kraju.
Tak, to prawda. Mamy własny zakład w Bielsku-Białej, a w nim dwie duże hale produkcyjne - dziewiarnię, szwalnię oraz pełne zaplecze produkcyjne. Zatrudniamy ponad sześćdziesiąt osób. Nasze wyroby sprzedajemy w całej Europie, głównie w Niemczech i w Austrii, a także w krajach nadbałtyckich. Współpracujemy też z wieloma europejskimi, renomowanymi producentami odzieży oraz z krajowymi firmami. Poza własną ofertą czapek i szalików, realizujemy również zamówienia indywidualne.
W pierwszych latach funkcjonowania przedsiębiorstwa bardzo dużo czapek sprzedawaliście Państwo do Rosji, prawda?
Zgadza się. Nieskromnie powiem, że Rosjanie zakochali się w naszych "zachodnich", kolorowych czapkach, bogato zdobionych, z haftami.
Czasy się zmieniły, czapek na rynku nie brakuje, ale Państwa wyroby cieszą się niesłabnącą popularnością, wygrywając konkurencję z produktami azjatyckimi, nierzadko o wiele tańszymi. Klienci do Państwa wracają, wbrew zasadzie, że czapkę i szalik kupujemy na wiele sezonów. Co według Pani złożyło się na tak ogromny sukces?
Myślę, że przede wszystkim jakość naszych wyrobów, którą utrzymujemy. Nie idziemy na żadne kompromisy. Do produkcji czapek i szalików pod markami własnymi używamy przędzy z wyższej półki, którą zamawiamy we Włoszech. Niektóre przędze powstają specjalne na nasze zamówienie.
Jestem bardzo ciekawa, jak na przestrzeni lat zmieniała się stosowana przez Państwa technologia. Jak dziś produkuje się czapki, a jak to wyglądało dwadzieścia-trzydzieści lat temu?
Faktycznie technologia mocno uległa zmianie na przestrzeni lat. Kiedyś używało się specjalnych dyskietek do przenoszenia projektów do maszyny, dziś używamy już pendrive'ów... Można by długo wymieniać. Pierwsza nasza maszyna była urządzeniem włoskim - i była fantastyczna! Pozwała na wykonywanie najbardziej fikuśnych wzorów. Niestety była też bardzo zawodna, często się psuła, trudno było znaleźć do niej części. Obecnie używamy porządnych, niemieckich maszyn Stoll, które co mniej więcej trzy lata wymieniamy na nowsze modele. Łącznie mamy ich siedemnaście. Sam proces produkcji w dużej mierze jest skomputeryzowany. Mówiąc w dużym skrócie, wykonane przez nasze projektantki rysunki czapek czy szalików informatycy przetwarzają na wersje cyfrowe, które są przesyłane do maszyny, a ona je wykonuje..
Loman - poza stałą ofertą czapek, szalików i opasek - realizuje również projekty indywidualne. Który z nich był dla Państwa największych wyzwaniem, który najbardziej zapadł Pani w pamięć?
Chyba realizacja zamówienia na czapki i szaliki dla olimpijczyków - nie mogę jedynie zdradzić, o jaką grupę sportowców chodziło, i z którego kraju.
W 2015 roku postanowiliście Państwo stworzyć osobną markę czapek i szalików: Piumo. Skąd taki pomysł i czym nowy brand różni się od marki Loman?
Chcieliśmy stworzyć ciepłe, lekkie wyroby dla kobiet, które cenią elegancję i nie boją się kolorów. Do produkcji czapek i szalików Piumo używamy wełny z merynosów, która podobno jest najlepsza, oraz kaszmiru. W składzie przędzy przeważa wełna, stanowiąc dziewięćdziesiąt procent całości, ponieważ taką mieszankę lepiej się nosi, lepiej pierze, jest ona po prostu wygodniejsza w użytkowani, ale w ofercie czapek, opasek i beretów Piumo można również znaleźć modele, które wyprodukowano z mieszanki z przewagą kaszmiru. Te mieszanki sprowadzamy z przędzalni z Toskanii, są one specjalnie dla nas barwione, dlatego mogę powiedzieć, że na pewno wyróżnia nas bogata kolorystyka - śmieję się nawet, że mamy czapki we wszystkich kolorach tęczy, od delikatnych pudrowych odcieni po wyrazistą fuksję czy bordo. Staramy się co roku proponować nowe produkty w nowych kolorach.
Słyszałam, że do oferty Piumo niedługo mają dołączyć swetry.
Tak, to prawda, planujemy jeszcze w tym roku wypuścić krótką serię wełniano-kaszmirowych swetrów damskich i męskich. Mamy nadzieję, że się spodobają naszym klientom.
Pani Anno, jest Pani ekspertem od czapek, nie mogę więc na koniec nie zapytać Pani, jak należy dbać o czapki. Czego czapki, a za co będą nam wdzięczne?
Bardzo dobre pytanie Pani zadała - o czapki warto dbać, bo przecież zazwyczaj nie kupujemy ich na jeden sezon, niestety dla nas (śmiech). Czapki nie lubią wciskania do kieszeni, bo wtedy się mechacą i deformują. Ogólnie mówiąc, czapki nie lubią upychania, ugniatania. Nie lubią też, gdy się je kładzie na ciepły kaloryfer, więc gdy czapka nam zmoknie lub nasiąknie śniegiem, to nie odkładajmy jej na gorący grzejnik po przyjściu do domu, ponieważ czapki muszą schnąć powoli. Jeśli chodzi o pranie, to przy normalnym użytkowaniu wystarczy czapkę uprać raz w sezonie, chyba że ubrudziłaby się w na przykład w błocie. Ja zawsze zalecam pranie w rękach, pomimo posiadania nowoczesnej pralki. Czapkę pierzemy więc w płynie do prania wełny w misce z letnią wodą - najpierw delikatnie "wygniatamy", następnie płuczemy, a później zamaczamy na dziesięć-piętnaście minut w środku zmiękczającym. Później wyżymamy czapkę w ręcznik i starannie rozkładamy na drugim, suchym ręczniku, żeby ją wysuszyć.
Serdecznie dziękuję za bardzo ciekawą rozmowę i cenne uwagi odnośnie czapek! Z niecierpliwością czekam na swetry!
Ja również bardzo dziękuję za rozmowę i serdecznie zapraszam Pani czytelników do odwiedzenia naszych sklepów internetowych!
Zdjęcia: materiały Loman i Piumo
- Justyna
0 komentarze :
Prześlij komentarz
Komentarze na blogu są moderowane.
NIE PUBLIKUJĘ KOMENTARZY ZAWIERAJĄCYCH LINKI.
Komentarze zawierające treści obraźliwe i złośliwe, a także zawierające reklamy, linki do sklepów i stron firmowych oraz stanowiące wsparcie dla marketingu szeptanego nie będą publikowane.