LPP, jakiego nie znałam - moja wizyta w Gdańsku, cz. I

26 grudnia 2017

Do niedawna o LPP - polskiej firmie odzieżowej, w portfolio której znajduje się pięć doskonale rozpoznawalnych nie tyko na polskim rynku marek, czyli Reserved, Cropp, House, Mohito i Sinsay - mówiło się albo źle, albo wcale. Takie przynajmniej odnosiłam wrażenie.

Samo LPP intencjonalnie pozostawało w cieniu zarządzanych przez siebie marek. Kontakty przedstawicieli spółki z dziennikarzami ograniczały się tak naprawdę tylko do przekazywania wyników kwartalnych i decyzji strategicznych podejmowanych przez zarząd. Mało kto z kupujących w sklepach Reserved zdawał sobie sprawę, że jest to flagowa marka naszej rodzimej, a nie zagranicznej firmy. Nadal spotykam się ze zdziwieniem, gdy wspominam, że Reserved, Cropp, House, Mohito i Sinsay to polskie marki. Z tego faktu zdawały sobie sprawę głównie osoby zawodowo związane z branżą modową.

Niewiele było wiadomo o LPP jako o pracodawcy - a przecież jest to jeden z największych polskich pracodawców w Polsce. Niewiele również mówiono o funkcjonowaniu spółki i  architektach jej sukcesów, których na koncie gdańskiej firmy naprawdę nie brakuje. Żadna z polskich firm odzieżowych nie osiągnęła tak wiele, jak LPP (i żadnej z polskich firm odzieżowych z LPP nie sposób porównywać). Wszystkie osiągnięcia przyćmiły jednak wydarzenia z ostatnich czterech lat - mam tu głównie na myśli tragedię budowlaną w jednej z fabryk w Bangladeszu, szyjącą część kolekcji dla jednej z marek LPP. Falę konsumenckiego bojkotu wywołały także optymalizacje podatkowe, problemy finansowe spółki, zamknięcie marki Tallinder, obniżenie jakości ubrań z kolekcji Reserved czy kampania  promocyjnaz Dee Dee, która szukała Wojtka z Polski.

Te kryzysowe sytuacje - choć moim zdaniem nie powinny się wydarzyć - paradoksalnie w historii firmy były chyba potrzebne, by obudzić władze spółki z letargu, w który zapadły. Z tego marazmu na szczęście udało się wyjść, a z serii porażek - które przyniosły straty wizerunkowe i finansowe - wyciągnięto wnioski. Wskazano błędy i wprowadzono szereg zmian, by móc wprowadzić spółkę na zupełnie inne tory. Jedną z tych zmian było podjęcie decyzji o otwarciu się na opinię publiczną, na czym w mojej ocenie LPP może bardzo dużo zyskać. Spółka już nie chce pozostawać w cieniu zarządzanych marek - chce swobodnie komunikować się ze swoimi klientami, chce podkreślać swoją polskość i pokazywać siebie jako atrakcyjnego rodzimego pracodawcę. To "nowe otwarcie" znalazło także odzwierciedlenie w nowym koncepcie salonów Reserved, który po raz pierwszy zaprezentowano 6 września podczas otwarcia pierwszego sklepu tej marki w Londynie. Sama nazwa konceptu - "Open to public" - w tych okolicznościach jest bardzo wymowna, jeśli nie symboliczna.

Moja wiedza o LPP jeszcze z początkiem października była znikoma. Składały się na nią głównie medialne doniesienia, które "wyrobiły we mnie" negatywny odbiór spółki i jej działań - choć nie stroniłam od zakupów w Mohito (swoją drogą, nie wiem, czy wiecie, że Mohito pierwotnie należało do krakowskiej spółki Artman, a przez LPP zostało przejęte w 2009 roku). To właśnie ubrania tej marki, czego nigdy przed Wami nie ukrywałam, stanowią większość mojej garderoby - wybieram je ze względu na idealne dla mojej figury fasony i rozmiarówkę (rozmiar 32 jest bezproblemowo dostępny). Nawiasem mówiąc, niewiele klientek tej marki zwracało uwagę na metki, na których od samego początku w wybranych modelach można było znaleźć napis "Made in Poland"; ten fakt nie był jednak długo podkreślany przez gdańską firmę. 

W pewnym momencie - mniej więcej od wiosny bieżącego roku - na szytej w Polsce odzieży z kolekcji Mohito pojawiły się kartonowe zawieszki w kolorze fuksji z napisem "Made in Poland". Nie dało się ich nie zauważyć. Był to dla mnie pierwszy sygnał zmian w LPP - zaskakujący, ale bardzo pozytywnie. Chwilę później - już z mediów - dowiedziałam się o zorganizowanym w czerwcu przez LPP, właśnie pod hasłem "Made in Poland", spotkaniu dla prasy i blogerów modowych (trochę im wtedy zazdrościłam udziału w tym evencie - naprawdę!). Z relacji spotkania dowiedziałam się, że prezes spółki zapowiedział zwiększenie produkcji w rodzimych szwalniach na potrzeby kolekcji poszczególnych marek. Bardzo mnie ta informacja ucieszyła.

Na początku października także i ja - w towarzystwie grupy dziennikarzy z najważniejszych ogólnopolskich redakcji - zostałam zaproszona przez warszawską agencję wspierającą LPP w działaniach PR do udziału w kolejnym gdańskim wydarzeniu z cyklu "Made in Poland". Podczas spotkania nie tylko mogłabym zobaczyć, jak LPP funkcjonuje od kuchni (m.in. przyjrzeć się pracy projektantów Reserved), ale i dowiedzieć się, jak inwestycje spółki wpływają na rodzimą gospodarkę, jak kształtują się jej plany na przyszłość, a także poznać tajniki budowania i funkcjonowania salonów. Przyznam się, że nie zwlekałam z odpowiedzią na zaproszenie - bardzo chciałam zobaczyć, jak wygląda codzienność w tak dużej firmie odzieżowej.

I wiecie co? Cieszę, że zdecydowałam się pojechać do Gdańska, ponieważ po pierwsze było to dla mnie niesamowite przeżycie, a po drugie - dzięki temu mogę Wam przedstawić LPP w zupełnie innym świetle i opowiedzieć o zmianach w polityce firmy, które być może umknęły Waszej uwadze. W zanadrzu mam też sporo ciekawostek i faktów o naszym rodzimym odzieżowym gigancie. Jeśli do tej pory kojarzyliście LPP przede wszystkim z katastrofą w Bangladeszu czy aferą podatkową, mam wielką nadzieję, że nieco inaczej spojrzycie na obecną działalność spółki. Chcę przy tym zaznaczyć, że zaproszenie, które otrzymałam, było niezobowiązujące - nie zostałam w żaden sposób zobligowana do przygotowania materiału o LPP, jest to całkowicie moja inicjatywa.

Program dwudniowej wizyty w Gdańsku był bardzo napięty. Uwzględniono w nim zwiedzanie centrum dystrybucyjnego i centrum szkoleniowego LPP w Pruszczu Gdańskim, zwiedzanie głównej siedziby firmy przy ulicy Łąkowej, jak również wizytę w współpracującej niemal od samego początku z LPP, firmie Partnex. Wysłuchaliśmy bardzo ciekawych prezentacji przedstawicieli i partnerów LPP.  Na długo w mojej pamięci pozostanie zwłaszcza krótki wykład profesora Jarosława Szymańskiego, projektanta, właściciela również związanej z LPP pracowni projektowej Studio 1:1, a także prorektora ASP w Gdańsku, który opowiadał o wciąż nienajlepszej kondycji polskiego dizajnu.

Przez całą drogę z Gdańska do Poznania zastanawiałam się, w jaki sposób zrelacjonować Wam moją wizytę w LPP i jak opowiedzieć o tym, czego się dowiedziałam - i niestety z pociągu wysiadłam z totalną pustką w głowie. Dopiero dzień później, bardzo późną porą w sobotę, gdy opadły ze mnie OGROMNE EMOCJE, zdecydowałam się przygotować dla Was dwa wpisy. W pierwszym z nich chciałabym opowiedzieć Wam o tym, co wywarło na mnie największe wrażenie, a w drugim - pokazać, jak wygląda wkład LPP w polską gospodarkę i wyjaśnić kwestie związane z produkcją w naszym kraju.

Poniższy tekst jest dość długi (choć i tak go okroiłam, słowo!), dlatego rozsiądźcie się wygodnie na krześle lub na fotelu - obowiązkowo z kubkiem ciepłej kawy albo herbaty. Mam nadzieję, że każdy akapit będzie dla Was zaskakujący - tak jak dla mnie zaskakującą była każda godzina spędzona w Gdańsku.


LPP, JAKIEGO NIE ZNAŁAM, CZYLI SŁÓW WIĘCEJ NIŻ KILKA O TYM, CO MNIE NAJBARDZIEJ ZASKOCZYŁO PODCZAS WIZYTY W GDAŃSKU, A TAKŻE GARŚĆ FAKTÓW I CIEKAWOSTEK


OSOBA MARKA PIECHOCKIEGO, KTÓRY ŁAMIE WSZELKIE STEREOTYPY PREZESOWANIA
Paradoksalnie najmocniej zaskoczyła mnie owiana aurą tajemnicy osoba prezesa LPP, pana Marka Piechockiego. Pan Marek jest znany z tego, że bardzo dba o swoją prywatność i chroni wizerunek, co sprawiło, że do niedawna był określany mianem jednego z najbardziej tajemniczych biznesmenów w Polsce (albo mianem "milionera bez twarzy" lub "cichego milionera"). Dziś o panu Marku wiadomo zdecydowanie więcej niż jeszcze kilka lat temu, choć nadal dawkuje informacje o sobie, do czego ma pełne prawo. W dzisiejszych czasach jest swoistego rodzaju ewenementem. Żadna z agencji prasowych nie dysponuje jego zdjęciem. A propos zdjęć: pracownicy LPP - zwłaszcza ci, którzy pracują w salonach z odzieżą - bardzo często podczas szkoleń w Gdańsku robią sobie selfie z panem prezesem, żadne z nich nie trafiło jednak do mediów społecznościowych; decyzja pana Marka w zakresie ochrony wizerunku jest respektowana przez wszystkich.

W tym miejscu muszę zrobić małą dygresję i wspomnieć, że pan Marek nie cierpi tytułomanii i zachęca wszystkich, by odnosili się do niego bezpośrednio z pominięciem tytułów. Ja również powinnam pisać po prostu "o Marku" (miałam przyjemność z nim porozmawiać, a nawet wymienić się wizytówkami), jednak z racji różnicy wieku i szacunku do pana prezesa wolę zachować formę grzecznościową. Mam nadzieję, że mi to wybaczy ;)

Pan Marek całkowicie rozbija wizerunek typowego prezesa rynkowego giganta - a warto mieć świadomość, że LPP w najnowszym rankingu Forbesa zajmuje 2. miejsce na liście 100 największych polskich firm prywatnych (WIĘCEJ INFORMACJI TUTAJ). Nie chodzi na co dzień w garniturze i pod krawatem, nie ma Bentleya, jachtu czy osobistego ochroniarza - mimo że należy do grona najbogatszych ludzi w Polsce. Nie ma nawet... własnego gabinetu. Łamie także wszelkie stereotypy prezesowania.

Choć stoi na czele ogromnego przedsiębiorstwa, nie odgradza się od "szeregowych" pracowników, wręcz przeciwnie - stara się być jak najbliżej nich i w żaden sposób nie jest to wymuszone zachowanie. Doskonale zna większość pracowników z biura projektowego mieszczącego się przy ulicy Łąkowej, a to dlatego, że na co dzień pracuje bezpośrednio  wśród nich. Co trzy miesiące jego "biuro" znajduje się w innym departamencie, w zespole do którego postanowił przysiąść się na kilkanaście tygodni. Dzięki temu nie tylko od podszewki poznaje problemy danego teamu (a więc i problemy firmy), ale również problemy pracowników - bywa, że i prywatne, którym w miarę możliwości też stara się zaradzić. Sami pracownicy bardzo mu ufają, nie boją się prosić o pomoc czy przedstawiać własnych, nawet najbardziej innowacyjnych pomysłów. W większości są to ludzie młodzi, z którymi szef LPP zawsze przechodzi na "ty".

Pan Marek ujął mnie swoją autentyczną troską o dobro pracowników - taką bardzo ojcowską. Wielokrotnie podkreślał, że stara się o nich dbać najlepiej jak potrafi i ciągle się zastanawia (wspólnie z nimi), co jeszcze można zrobić, by dobrze im się pracowało w firmie. Przede wszystkim zależy mu na tym żeby sami chcieli tam pracować oraz na co dzień nosić - ubrania poszczególnych marek LPP - oczywiście z własnego wyboru. Czuje się za nich odpowiedzialny, ma też świadomość, że dla wielu z nich jest to pierwsza praca; chce ich jak najlepiej ukształtować oraz nauczyć szacunku do innych. Zdaje sobie sprawę, że to ci ludzie tak naprawdę tworzą wartość firmy, że są jej największym kapitałem - choć na podstawie lektury kilku wywiadów z panem Markiem mam wrażenie, że o całej sile tego kapitału przekonał się najmocniej dopiero wtedy, kiedy LPP zaczęło mieć poważne kłopoty finansowe. Podjął wtedy - w ocenie niektórych, dość kontrowersyjną decyzję o znacznej podwyżce pensji dla pracowników.

Jednym z błędów było to, że nie doinwestowaliśmy w pracowników działów projektowych. A ja zrozumiałem, że jeśli chcemy być liderem w modzie w Polsce, to musimy być liderem w płaceniu. Kiedy zorientowałem się, że rynek płaci więcej, a my mamy fajnych projektantów, którzy mają dobre CV, a po 2-3 latach odchodzą do konkurencji, stwierdziłem, że muszę płacić tym ludziom lepiej. I to nie było spowodowane presją tych pracowników. To była świadoma decyzja, że chcę być postrzegany na rynku jako najlepszy pracodawca, bo po prostu chcę być najlepszy.

My z jednej strony oferujemy dobre warunki pracy, różne benefity, cały socjal, ale niezależnie od tych dodatków, bazą musi być wynagrodzenie. Ale ta moneta ma dwie strony. Mamy dobre wynagrodzenia, najlepsze warunki na rynku, ale mamy też zasadę trzech sezonów, jeśli przez ten czas projektant nie pokaże, że potrafi, to kończymy współpracę. Kiedyś ktoś siedział na stanowisku przez pięć lat, z kolekcji na kolekcję tworzył rzeczy gorsze, wręcz nijakie i dlatego wtedy przyszedł spadek formy Reserved.
➤ fragmenty wywiadu Agaty Komosy, całość TUTAJ
Prawdę mówiąc, chciałabym mieć takiego szefa jak pan Marek i pracować w takiej firmie jak LPP. Pracownicy gdańskiego biura projektowego podkreślają, że w pracy panuje świetna atmosfera - i że w dużej mierze jest to zasługa właśnie pana prezesa oraz jego bezpośrednich współpracowników. Myślę, że niejeden dyrektor czy prezes mógłby się od pana Marka uczyć kontaktu z pracownikami i zaangażowania w rozwijanie firmy. Sam budynek przy ulicy Łąkowej też zrobił na mnie ogromne wrażenie - został funkcjonalnie zaprojektowany i odpowiednio wyposażony (przez polskie firmy, współpracujące od lat z LPP). Jest w nim sporo udogodnień - między innymi wydzielono w nim kilkadziesiąt przytulnych sfer do pracy (nie trzeba siedzieć przy biurku!). Latem można pracować na tarasie na najwyższym piętrze, z którego rozciąga się widok na Gdańsk, a w chłodniejsze miesiące - w oszklonej części przylegającej do stołówki serwującej pyszne obiady i przekąski (swoją osobną stołówkę mają również pracownicy w Pruszczu Gdańskim). W wielu częściach budynku znajdują się skrzynki ze świeżymi jabłkami, mini aneksy kuchenne czy pojemniki do segregacji śmieci oraz makulatury. Równie przyjazne pracownikom będą dwa kolejne budynki, które właśnie pną się w górę za obecną centralą przy ulicy Łąkowej.

Wspomniałam, że pan Marek, wbrew obiegowej opinii o prezesach-milionerach, nie posiada prestiżowego auta - jest za to wielkim miłośnikiem jazdy na rowerze i jej propagatorem. Od tego roku pracownicy LPP w Gdańsku mogą, prawdopodobnie jako pierwsi w Polsce, w godzinach pracy korzystać ze służbowych rowerów, które zamówiono u lokalnego producenta (!!!) - Creme Cycles. Świetny pomysł, prawda? Pracownicy mogą także korzystać z szatni, pryszniców oraz samoobsługowych stacji naprawy rowerów.

Kończąc część poświęconą panu Markowi, nie mogę nie wspomnieć o z pozoru niewiele znaczących gestach w stosunku do nas, zaproszonych gości, które jednak o człowieku mówią bardzo wiele, a które zbudowały we mnie duży szacunek do jego osoby. W trakcie bankietu po oficjalnej części pierwszego dnia pan Marek starał się zamienić z każdą grupą gości choć kilka słów - nie pominął żadnego stolika. Następnego dnia - gdy mieliśmy wsiadać do autokaru, który miał nas zawieźć do Pruszcza Gdańskiego  - czekał na nas przed wejściem do hotelu i z każdym z nas się osobiście przywitał. Na miejsce pojechał razem z nami, a my bardzo swobodnie czuliśmy się w jego towarzystwie. W roli gospodarza sprawdził się w stu procentach. O LPP mógłby opowiadać godzinami. Wiem - powiecie, że przecież o gości trzeba dbać i że z dziennikarzami trzeba dobrze żyć - owszem, ale wiele osób na wyższych stanowiskach ma od tego ludzi i wychodzi z założenia, że z racji swojej pozycji zawodowej pewne zachowania im nie przystają. Ze strony pana Marka nie było absolutnie żadnego dystansu. Czuję, że w kontaktach zawodowych i prywatnych jest tym samym człowiekiem - łatwo nawiązującym kontakty, otwartym, o dużym poczuciu humoru, który do każdego podchodzi z naprawdę ogromną serdecznością, nieważne, czy jest to "szeregowy" pracownik, czy przedstawiciel świata mediów, czy prezes innej firmy.

Niezmiernie się cieszę, że miałam okazję poznać taką "ludzką twarz" LPP i że pan prezes postanowił wyjść z ukrycia (przynajmniej częściowo), nadając tej twarzy swoje rysy. Widać, że LPP jest po prostu jego wielką pasją. Sami możecie się o tym przekonać z lektury wywiadów z panem Markiem - ja w ostatnim czasie przeczytałam ich sporo i mogę przyznać, że wyłania się z nich identyczny obraz, jaki starałam się dla Was tutaj namalować.
SKALA DZIAŁALNOŚCI LPP I NAKŁADY INWESTYCYJNE
Historia LPP zaczyna się w 1991 roku, kiedy to pan Marek - wraz ze swoim przyjacielem Jerzym Lubiańcem - założyli spółkę Mistral. Sprzedawali wówczas sprowadzaną z zagranicy odzież na trójmiejskich bazarach (co nie było niczym wyjątkowym na początku lat 90.), ambicje mieli jednak znacznie większe. W 1995 roku spółka Mistral została przekształcona w spółkę LPP, której nazwa pochodzi od pierwszych liter nazwisk założycieli (Jerzy Lubianiec, Marek Piechocki i Partnerzy), a oni sami zdecydowali się stworzyć autorską markę odzieżową: Reserved. Pierwszy sklep Reserved otworzyli w Gdańsku dwa lata później, do dziś wspominając jego... wystrój (użyto wówczas najtańszych materiałów, żeby nie odstraszyć polskiego klienta zachodnim stylem, który mógłby wskazywać na zaporowe jak na ówczesne czasy ceny). 

Od tego czasu minęło już ponad dwadzieścia lat, a dziś - w grudniu 2017 roku - sieć sklepów LPP obejmuje prawie 1700 salonów w 20 krajach, wliczając w to niedawno otwarty salon Reserved w Wielkiej Brytanii na prestiżowej Oxford Street. W Polsce znajduje się prawie 1000 salonów wszystkich marek z portoflio LPP.

Od 15 lat salony marek LPP obecne są w krajach Europy Środkowo-Wschodniej, a od 2014 marka zagościła na rynku niemieckim. W maju bieżącego roku u naszych zachodnich sąsiadów otwarto 19. salon Reserved w Berlinie, a kolejny w Niemczech LPP planuje otworzyć we Frankfurcie nad Menem. Salony marek LPP są także obecne w Murmańsku, Krasnojarsku i w zdecydowanie cieplejszych rejonach - w Egipcie, Katarze, Kuwejcie, i w Zjednoczonych Emiratach Arabskich. Niedawno otwarto salon Reserved w Wielkiej Brytanii, Serbii i na Białorusi, na otwarcie czeka salon w Kazachstanie. W najbliższych kilku latach LPP chce debiutować przynajmniej na jednym nowym rynku rocznie - w 2018 roku rozpocznie działalność w Izraelu i w Słowenii. Równocześnie LPP dynamicznie zwiększa zasięg swoich sklepów internetowych - w bieżącym roku sprzedaż prowadzona jest łącznie w 45 sklepach, w następnym firma planuje rozpocząć sprzedaż internetową w czterech kolejnych krajach - Bułgarii, Chorwacji, Serbii i Słowenii. Warto dodać, że każdorazowo sklepy stacjonarne są budowane przez polskie ekipy współpracujące od lat z LPP z materiałów sprowadzonych z Polski. Łączna powierzchnia salonów LPP na świecie to dziś prawie 1 mln metrów kwadratowych - czyli tyle, co pięć Stadionów Narodowych!

LPP bezapelacyjnie jest jedną z najdynamiczniej rozwijających się firm odzieżowych właśnie w regionie Europy Środkowo-Wschodniej. Z miesiąca na miesiąc zwiększa zatrudnienie (szczególnie w komórce projektowej, technologicznej i IT) oraz nakłady na inwestycje. Nie miałam pojęcia, że LPP tworzy obecnie ponad 25 tysięcy miejsc pracy w Polsce i zagranicą, sprzedając ponad 140 milionów sztuk odzieży rocznie. Tak jak wspomniałam, w Gdańsku trwa już budowa kolejnych dwóch budynków przy ulicy Łąkowej, które staną się siedzibą dla kolejnych projektantów i programistów, a w listopadzie bieżącego roku w Strykowie otwarto drugie w Polsce centrum dystrybucyjne. W tym samym czasie działalność rozpoczęło centrum w Moskwie. Plany obejmują stworzenie kolejnych dwóch placówek wsparcia logistycznego dla LPP w Anglii i w Europie Południowej.

Dane finansowe za III kwartał 2017 roku również robią wrażenie. Przychody wyniosły 1,8 mld złotych, a zysk netto - 85 mln złotych.  Z kolei wartość eksportu w 2016 roku wyniosła 3 mld złotych. Warto mieć świadomość, że te pieniądze wróciły do Polski i zostały w Polsce zainwestowane.

Do 2018 roku LPP zamierza zatrudnić ponad tysiąc pracowników oraz wydać blisko 200 mln złotych rocznie na badania i rozwój. Już teraz w tym obszarze LPP zatrudnia 1200 osób, wydając na ten cel przeszło 160 mln złotych rocznie. Pan Marek chciałby, aby do końca 2018 roku nad różnymi projektami badawczo-rozwojowymi pracowało w Polsce ponad 2 tysiące osób. Te liczby robią na mnie duże wrażenie - myślę, że i na Was również. Żadna inna z polskich firm odzieżowych nie może się pochwalić takimi wynikami.

Wrażenie robią też plany LPP na kolejne lata. Pan prezes swoją flagową marką chciałby podbić jeszcze rynek chiński, jednak by móc to marzenie zrealizować, musi najpierw zbudować rozpoznawalność Reserved w Europie, ponieważ Chińczycy kupują tylko odzież znanych im marek, w tym europejskich. Stąd obecność LPP na rynku niemieckim i brytyjskim, a w planach - Francja i Włochy.


CENTRUM MAGAZYNOWE I WZORCOWNIA W PRUSZCZU GDAŃSKIM
LPP jest właścicielem największego i najnowocześniejszego centrum dystrybucyjnego odzieży w Europie Środkowo-Wschodniej, które jest zlokalizowane w Pruszczu Gdańskim. Pierwsza hala została wybudowana w 2008 roku, druga - w 2012 roku. Łącznie obie mają 66 tys. metrów kwadratowych, więc nogi w trakcie zwiedzania nieco mnie zabolały.

Nigdy wcześniej nie byłam w tego typu miejscu, więc siłą rzeczy zwiedzanie hal magazynowych było dla mnie na swój sposób ekscytujące. Tak naprawdę dopiero w Pruszczu Gdańskim zdałam sobie sprawę ze skali działalności LPP.

Po centrum oprowadził nas Michał Moteka, kierownik działu procesów logistycznych. Po modernizacji w 2015 roku i po zastosowaniu zaawansowanych technologii (w nowej hali m.in. zrezygnowano z magazynu paletowego na rzecz magazynu automatycznego), centrum obecnie obsługuje jednocześnie prawie 1200 salonów, wysyłając nawet 1200 000 produktów dziennie.

Wszelkie działania w centrum są w znacznej części zautomatyzowane - między innymi ruch kartonów obsługują specjalne przenośniki, których jest 7 kilometrów (niedługo liczba ta również się zwiększy), a sortowanie odzieży odbywa się automatycznie. Dokładność sortera - który sortuje 16 tys. sztuk na godzinę - wynosi aż 99,9%. Wózki widłowe, które obsługują pracownicy, mają specjalne terminale centralnie zarządzane, które informują pracownika, czym ma się w danej chwili zajmować. W użyciu są również terminale naręczne. Centrum działa 24 godziny na dobę przez 5 dni w tygodniu. Pracuje w nim ponad tysiąc osób.

W Pruszczu Gdańskim mieści się także centrum szkoleniowe. W jego części wydzielono tak zwaną wzorcownię. Można ją opisać jako bardzo długi korytarz, po jednej stronie którego znajdują się witryny sklepowe poszczególnych marek LPP, a po drugiej... sklepy jeden do jeden, czyli takie, które w rzeczywistości znajdują się w galeriach  handlowych. Wzorcownia ma około 5 tys. mkw i jest miejscem, w którym testowane są nowe koncepcje wnętrz, nowe rozwiązania stosowane w sklepach stacjonarnych, a także miejscem, w którym po prostu uczą się pracownicy sklepów poszczególnych marek oraz pracownicy poszczególnych jednostek organizacyjnych LPP. Jak mówią przedstawiciele LPP, jest to taki "poligon doświadczalny, w którym mogą doskonalić swoje pomysły".

Wzorcownia robi naprawdę duże wrażenie (spacerowaliście kiedyś po "pustym" sklepie - bez klientów, bez kasjerów?) -  Nie wiem, czy jakakolwiek inna firma odzieżowa w Polsce może pochwalić się pięcioma wzorcowymi sklepami.

W Pruszczu Gdańskim znajduje się także salon wzorcowy Reserved o powierzchni blisko 1700 metrów kwadratowych, w którym testowano nowy koncept salonów tej marki "Open to public". Ten sam, który został zastosowany w salonie w Londynie - a , który my mogliśmy obejrzeć na własne oczy! ;) Do brytyjskiej stolicy przeniesiono nas za pomocą technologii VR, która bynajmniej nie służy do zabawy, ale jest wykorzystywana przez LPP w projektowaniu salonów. Mając na nosie specjalne okulary, mogliśmy pospacerować po wirtualnym londyńskim salonie i m.in. sprawdzić, czy odległości między regałami są odpowiednie, by móc między nimi swobodnie przejść. W ten sam sposób technologią VR w swojej codziennej pracy posługują się projektanci współpracujący z LPP przy budowie salonów.


ROZWIĄZANIA TECHNOLOGICZNE ZASTOSOWANE W SALONIE W LONDYNIE
Sam londyński salon Reserved jest wyjątkowy, i to nie tylko dlatego, że kosztował 4,7 mln funtów (ponad 20 mln złotych) i że na jego otwarciu pojawiła się modelka Kate Moss, będąca twarzą kampanii reklamowej Reserved w Wielkiej Brytanii.

Jest wyjątkowy ze względu na zastosowanie w nim tak zwanych inteligentnych rozwiązań, m.in. czujników określających wiek i płeć klienta czy rejestrujących jego ruch po sklepie oraz wizyty (dane te służą do poprawy funkcjonalności salonu). Wdrożono także system nawigacji przymierzalni z sygnalizacją ich zajętości czy specjalny system przeciwpożarowy (ten sam system został także wdrożony w salonie Reserved w Złotych Tarasach). Z kolei system oświetleniowy i ruchome manekiny sprawiają, że odzież uzyskuje różne odcienie, dzięki czemu klient może sprawdzić, jak dany model będzie wyglądać o różnych porach dnia. O ile systemy ułatwiające przymiarkę odzieży czy odbiór zamówień spotkać można również w niektórych salonach w Polsce, o tyle specjalny system sterowania światłem oraz czujniki wdrożono właśnie po raz pierwszy w Londynie.


ZMIANY PODJĘTE PO KATASTROFIE BUDOWLANEJ W BANGLADESZU
24 kwietnia 2013 roku na przedmieściach Dhaki, stolicy Bangladeszu, doszło do katastrofy budowlanej - zawaliła się fabryka odzieżowa Rana Plaza, do której jej właściciel nielegalnie dobudował dwa piętra. Wśród ponad tysiąca ofiar znaleźli się pracownicy szyjący część kolekcji dla marki Cropp. Musicie wiedzieć, że LPP nie ma własnych fabryk - ani na świecie, ani w Polsce, dlatego produkcję musi zlecać na zewnątrz.

Ten dzień był jednym z najgorszych w historii LPP. Jej władze, na czele z prezesem Piechockim, postanowiły zrobić wszystko, by do podobnych sytuacji już nigdy nie doszło.

W tym celu wdrożono szereg zmian - i moim zdaniem warto o nich powiedzieć, bo mam wrażenie, że nie stały się one tak medialne, jak (niestety) sama katastrofa.

LPP postanowiło kontrolować warunki pracy w azjatyckich zakładach odzieżowych. Jako pierwsza i do tej pory jedyna firma odzieżowa z Polski, LPP zostało sygnatariuszem międzynarodowego porozumienia ACCORD (The Bangladesh Accord on Fire and Building Safety), w ramach którego przeprowadzane są niezależne audyty fabryk podwykonawców, a także ich modernizacje w celu poprawy warunków pracy i bezpieczeństwa. LPP aktywnie uczestniczy w audytach i realizacji planów naprawczych w fabrykach w Bangladeszu.

LPP współpracuje również z międzynarodową firmą audytorską SGS, która sprawdza przestrzeganie zapisów prawnych przez poszczególnych wykonawców. Dotyczą one głównie godnego wynagrodzenia za pracę, zapewnienia bezpiecznych warunków pracy, wolności zrzeszania się i absolutnego zakazu zatrudnienia dzieci. Ten ostatni punkt budzi szczególnie dużo emocji - prezes Piechocki, który wielokrotnie sam wizytował azjatyckie fabryki - zaręcza jednak, że w żadnym z zakładów, które odwiedził, nie pracowały dzieci.

Gdańska spółka, niezależnie od działań ACCORD, prowadzi także kontrole u swoich dostawców. Audytorzy z ramienia LPP, w ostatnich latach wizytowali między innymi fabryki w Turcji, Kambodży, Birmie, Wietnamie oraz w Indiach i Chinach. Od kilku lat w ramach struktur LPP działa obowiązuje funkcjonuje Dział Audytu odpowiedzialny za standardy i wymogi wobec dostawców, Dział Komunikacji i Zrównoważonego Rozwoju m.in. wyznaczający kierunki działania w obszarze kontroli łańcucha dostaw i wreszcie biuro w stolicy Bangladeszu - Dhace, które bezpośrednio nadzoruje poprawę warunków pracy i bezpieczeństwa w azjatyckich fabrykach. Wartość dotychczasowych nadkładów na ten cel to 16 mln zł.

W 2015 roku firma zakończyła też prace nad Kodeksem Postępowania LPP, który określa zasady, do przestrzegania  których zobowiązują  się  zagraniczni  dostawcy  produkujący  odzież  i  akcesoria  na  zlecenie  LPP.  Jest  to  zbiór  wytycznych  dla  wszystkich przedsiębiorstw współpracujących z firmą LPP,  odnoszący się do zapisów prawa lokalnego oraz międzynarodowego.

Jeśli interesują Was szczegóły podjętych przez LPP działań, zmierzających do poprawy sytuacji we współpracujących fabrykach, odsyłam Was do zakładki "Odpowiedzialność" na oficjalnej stronie spółki. Znajdziecie tam między innymi więcej informacji o odpowiedzialnej produkcji i o działaniach mających na celu także poszanowanie środowiska naturalnego.

Przy okazji, skoro już skierowałam Was na tę konkretną podstronę, zerknijcie też do działu "LPP wspiera". O działalności charytatywnej LPP również nie miałam pojęcia, ten temat nie był zresztą poruszany podczas mojej obecności w Gdańsku (a ja przed wyjazdem świadomie nie zapoznałam się ze wszystkimi informacjami umieszczonymi na stronie firmy), ale po powrocie zaczęłam się zastanawiać, czy LPP zajmuje się filantropią. Intuicja mnie nie myliła, a skala i forma działalności - znów pozytywnie zaskoczyła! Szczególnie wiele dobrego LPP robi dla podopiecznych rodzinnych domów dziecka z Pomorza, którzy zaczynają stawiać pierwsze kroki na rynku pracy.


***

I to już wszystko w tej części. W następnej opowiem Wam między innymi o współpracy LPP z polskimi szwalniami i polskimi firmami z różnorakich branż, a także wyjaśnię, co to znaczy, że LPP jest "społecznie odpowiedzialną firmą rodzinną". Poruszę też pokrótce kwestię dawnych optymalizacji podatkowych - dowiecie się, co się zmieniło w tym temacie. Tymczasem zapraszam Was do obejrzenia kilku zdjęć, które podczas mojego pobytu w Gdańsku wykonała Agata Mróz. Ta pani na zdjęciach - to ja ;) Powyższe dwa zdjęcia wykonała Agnieszka Werecha.
- Justyna

author

Justyna Ziembińska-Uzar

Cześć! Nazywam się Justyna Ziembińska-Uzar i od 2012 roku na swoim blogu opowiadam o ciekawych polskich produktach oraz przedstawiam polskie marki. Moją misją jest promocja patriotyzmu konsumenckiego w codziennym wydaniu. Mam nadzieję, że zostaniesz ze mną na dłużej, na nowo odkrywając dla siebie hasło "dobre, bo polskie"!


Udostępnij ten post

1 komentarze :

  1. Miło było ostatnio, mimo że sukienka nie była wspaniałej jakości, kupić w Reserved rzecz z metką, na której widniał napis "Made in Europe".

    OdpowiedzUsuń

Komentarze na blogu są moderowane.

NIE PUBLIKUJĘ KOMENTARZY ZAWIERAJĄCYCH LINKI.

Komentarze zawierające treści obraźliwe i złośliwe, a także zawierające reklamy, linki do sklepów i stron firmowych oraz stanowiące wsparcie dla marketingu szeptanego nie będą publikowane.

Moje przeglądy